Tom pierwszy, rozdział dwudziesty. Pamiętnik starego subiekta. Ignacy przysiadł do pisania swego pamiętnika. Rozpoczął od zdziwienia nagłym wyjazdem Wokulskiego.
Dopiero co słyszał od niego, że nie wie kiedy wyjedzie, a tu nagle go nie ma. Rzecki był niezadowolony, że stak wyjechał bez uprzedzenia i zostawił sklep na ich łasce. Dodał też, że wyjazd w tych niepewnych czasach to nie jest dobry pomysł. Zastanawiał się, czy przypadkiem nie będzie załatwiał tam interesów z Suzinem. I na czym on niby zarabia aż 60 tysięcy rubli?
Niby na maszynach do kolei czy cukrowni, ale Ignacy podejrzewał, że skoro idzie wojna, to może ów interes dotyczy sprzedaży armat. Rzecki ciągle łudził się, że dziwne zachowania Stanisława nie są podyktowane miłością, ale jakąś polityczną intrygą zmierzającą do odzyskania przez Polskę niepodległości. Ej, panie Ignacy, nie śpiesz się ty z sądami o panu W.
W takich razach lepiej nie wymawiać całego nazwiska. Nie potępiaj go, bo możesz się ośmieszyć. Tu gotuje się jakaś gruba kabała.
Ten pan Łęcki, który kiedyś... bywał u Napoleona III i ten niby aktor Rosji, Włoch. Włochy gwałtem upominają się o Triest. I ten obiad u państwa Łęckich przed samym wyjazdem. I to kupno kamienicy.
Panna Łęcka piękna, bo piękna, ale przecie jest tylko kobietą i dla niej stach nie popełniałby tylu szaleństw. W tym jest coś z by, w takich razach najwłaściwiej mówić skróceniami. W tym jest jakieś duże P. Rzecki tęsknił za przyjacielem, który bawił w Paryżu już od dwóch tygodni. Przypomniał sobie wieczór.
w którym oznajmił, że wyjeżdża. Wokulski źle wtedy wyglądał. Pobladł, oczy zapadły, prawie zdziczał. Rzecki martwił się o niego. W trakcie pakowania Wokulski poinformował, że w banku mają około 120 tysięcy rubli, więc pieniędzy na bieżącą działalność sklepu nie zabraknie.
Dodał też, że trzeba ustalić komorne, czyli czynsz, dla mieszkańców nowo zakupionej kamienicy. Pani Krzeszowskiej możesz podnieść jakieś kilkanaście rubli, niech się trochę zirytuje, ale biedaków nie duś. Mieszka tam jakiś szewc, jacyś studenci.
Bierz od nich ile dadzą, byle płacili regularnie. Następnie widząc, że ma jeszcze trochę czasu do wyjazdu pociągu, położył się na szezlongu i zamknął oczy. Ignacy usiadł obok i powiedział Tobie coś jest, Stachu? Powiedz, co ci jest. Z góry wiem, że nie pomogę, ale widzisz, zgryzota jest jak trucizna.
Dobrze ją wypluć. Lecz Stach nie chciał się zwierzyć. Następnie pojechali powozem na dworzec kolei wiedeńskiej. Tam spotkali doktora Schumana i z rozmowy dowiedzieli się, że tym samym pociągiem będzie jechał pan Starski.
Na pytanie Stacha dodał, że Starski to próżniak, bankrut i ekskonkurent. Na odjezdnym Wokulski powiedział, że chciałby nigdy nie wracać. Następnie wsiadł do pociągu i wyruszył w podróż. Rzecki o mało się nie rozpłakał.
Ignacy wracał piechotą z Schumanem. Wszak podejrzewał, że nagły wyjazd pryncypała podektowany był polityką, ale postanowił podpuścić Schumana i powiedział... Coś mi się zdaje, że Wokulski jest jakby zakochany.
Doktor wybuchnął śmiechem i dziwił się, że Rzecki dopiero teraz to zauważył. Ignacy bronił się. Ale ja lubię być ostrożny w przypuszczeniach, panie Schumann.
Zresztą nie sądziłem, ażeby mogła wyrabiać z człowiekiem podobne hece rzecz tak zwyczajna jak miłość. Mylisz się, staruszku, odparł doktor machając ręką. Miłość jest rzeczą zwyczajną wobec natury, a nawet jeżeli chcesz, wobec Boga.
Ale wasza głupia cywilizacja oparta na poglądach rzymskich, dawno już zmarłych i pogrzebanych, na interesach papiestwa, na trubadurach, asetyzmie kastowości i tym podobnych badaniach z naturalnego uczucia zrobiła, wiesz co? Zrobiła nerwową chorobę. Wasza niby to miłość rycersko-kościelno-romantyczna jest naprawdę obrzydliwym handlem opartym na oszustwie, które bardzo słusznie każe się dożywotnimi galerami, zwanymi małżeństwem.
Biada jednak tym, Co na podobny jarmark przynoszą serca. Ile on pochłania czasu, pracy, zdolności, ba, nawet egzystencji. Znam to dobrze, mówił dalej zadyszany z gniewu. Bo choć jestem Żydem i zostanę nim do końca życia, wychowałem się jednak między wami, a nawet zaręczyłem się z chrześcijanką.
No i tyle nam porobiono udogodnień w naszych zamiarach. Tak czule zaopiekowano się nami w imię religii, moralności, tradycji i już nie wiem czego, że ona umarła, a ja próbowałem się odruć. Ja.
Taki mądry, taki łysy. Wierz mi, panie Ignacy, kończył schrypniętym głosem, że nawet między zwierzętami nie znajdziesz tak podłych bydląt jak ludzie. W całej naturze samiec należy do tej samicy, która mu się podoba i której on się podoba. Toteż u bydląt nie ma idiotów, ale u nas jestem Żyd, więc nie wolno mi kochać chrześcijanki. On jest kupiec, więc nie ma prawa do hrabianki, a ty, który nie posiadasz pieniędzy, nie masz praw do żadnej zgoła kobiety.
Podła wasza cywilizacja. Chciałbym bodaj natychmiast zginąć, ale przywalony jej gruzami. Dalej szli w milczeniu, po wywodach... Schumana Ignacy nie miał już żadnych wątpliwości co do motywacji Stacha. Następnie zagadnął doktora.
I skąd na niego padło takie nieszczęście? Na to złożyło się i usposobienie Stacha, i stosunki wytworzone przez cywilizację, odparł doktor. Usposobienie? On nigdy nie był kochliwy. Tym się zgubił, ciągnął Schumann.
Tysiąc cetnarów śniegu, rozdzielonego na płatki, tylko przesypują ziemię, nie szkodząc najmniejszej trawce. Ale sto cetnarów śniegu, zbitych w jedną lawinę, burzy chałupy i zabija ludzi. Gdyby Wokulski kochał się przez całe życie, co tydzień w innej, wyglądałby jak pączek. Miałby swobodną myśl i mógłby zrobić wiele dobrego na świecie. Ale on, jak skąpiec, gromadził kapitały sercowe.
No i widzimy skutek tej oszczędności. Miłość jest wtedy piękną, kiedy ma wdzięki motyla, ale gdy po długim letargu obudzi się jak tygrys, dziękuję za zabawę. Co innego człowiek z dobrym apetytem, a co innego ten, któremu głód skręca wnętrzności.
Krople deszczu zakończyły wywody rozgorączkowanego Schumana, który wskoczył w jakąś dorożkę. Rzecki wrócił do swego pokoju i poszedł spać. Po rozmowie z doktorem nie miał już żadnych wątpliwości co do tego, że Stach jest zakochany. W dalszej części pamiętnika Ignacy opisał epizod, gdy przez tydzień nocował u niego przyjaciel z dawnych lat, pan Jan Machalski.
W przeszłości pracował on jako keeper u Hopfera. Nadal zresztą wykonywał ten zawód, ale mieszkał w Galicji i dlatego rzadko bywał w Warszawie. Tak jak Rzecki walczył na Węgrzech. Obaj spędzali wieczory na rozmowach o dawnych latach. Co przypomniało Rzeckiemu pewną sytuację, której był świadkiem będąc w piwnicach u Hopfera.
Spotkał tam siwego mężczyzno oraz młodego chłopaka. Był to Wokulski ze swoim ojcem. Błody siedział nad książkami, a ojciec prawił. Co to wydawać pieniądze na książki? Mnie dawaj, bo jak będę musiał przerwać proces, wszystko zmarnieje.
Książki nie wydobędą cię z upodlenia, w jakim teraz jesteś, tylko proces. Kiedy go wygram i odzyskamy nasze dobra po dziadku, wtedy przypomną sobie, że w Okulscy stara szlachta. I nawet znajdzie się familia. W zeszłym miesiącu wydałeś 20 zł na książki, a mnie akurat tyle brakowało na adwokata. Książki, zawsze książki.
Żebyś był mądry jak Salomon, póki jesteś w sklepie. Będą tobą pomiatali. Chociażeś szlachcic, a twój dziadek z matki był kasztelanem.
Rzecki wypytał później Machalskiego, co to za jedni. Ten odparł, że młody to Stanisław Wokulski, bardzo mądry chłop... Chłopak z wielkimi ambicjami. Machalski wypowiadał się o nim bardzo pozytywnie i był pod wrażeniem maszyn, które konstruował. Dodał też, że inni subiekci ciągle się z niego nabijają.
Odtąd Rzecki zapoznał się ze Stachem. W początkach roku 18... 1861 Stach podziękował Hopferowi za miejsce.
Zamieszkał u mnie, w tym pokoiku, z zakratowanym oknem i zielonymi firankami. Rzucił handel, a natomiast począł chodzić na akademickie wykłady jako wolny słuchacz. W ostatnim dniu pracy u Hopfera koledzy zrobili Stachowi nieprzyjemny kawał i zabrali drabinę, tak żeby nie mógł wyjść z piwnicy. Ten jednak podskoczył i z trudem o własnych siłach wydostał się z piwnicy. Nie rozgniewał się, ale też nie podał ręki żadnemu koledze.
Tylko zabrał swój tłumoczek i szedł ku drzwiom. Szliśmy przez ulicę nie mówiąc do siebie. Stach przygryzał wargi, a mnie już wówczas przyszło na myśl, że to wydobywanie się z piwnicy jest symbolem jego życia.
które upłynęło na wydzieraniu się ze sklepu Hopfera w szerszy świat. Proroczy wypadek, bo i do dziś dnia stach ciągle tylko wydobywa się na wierzch i Bóg wie, co by dla kraju mógł zrobić taki jak on człowiek, gdyby na każdym kroku nie usuwano mu schodów, a on nie musiał tracić czasu i sił na samo wydzieranie się do nowych stanowisk. Przeniósłszy się do mnie, pracował po całych dniach i nocach, aż mnie nieraz złość brała.
Wstawał przed szóstą i czytał. Około dziesiątej biegł na kursa, potem znowu czytał. Po czwartej szedł na korepetycje do kilku domów, głównie żydowskich, gdzie mu Schumann wyrobił stosunki. I wróciwszy do domu, znowu czytał i czytał, dopóki zmożony snem nie położył się już dobrze po północy.
Odkąd Stach zaczął pracę u Mincla, w sklepie często pojawiała się Kasia Hopfer, która ewidentnie była w nim zakochana. Pod pretekstem kupowania jakichś drobiazgów, chciała po prostu zobaczyć się ze Staszkiem. W prywatnej rozmowie Rzecki zwrócił mu uwagę, że Kasia się w nim kocha i mógłby czasem pójść w odwiedziny do Hopfera, lecz Stach odparł. W tym całe nieszczęście. W trakcie pracy u Jana Mincla Wokulski poznał jego żonę Małgorzatę, z którą miał się w przyszłości ożenić.
Wówczas jednak ta kobieta w ogóle go nie interesowała. Podczas nieobecności męża zapraszała Stacha i Ignacego na herbatę. Stach zwykle szybko wypijał herbatę, nawet nie patrząc na panią Janową. Potem wsadziwszy ręce w kieszenie, milczał jak drewno, Nasza gospodyni nawracała go do miłości. Pani Małgorzata Mincel była natrętna.
Już przy trzecim spotkaniu przyjęła gości w szlafroku, a za czwartym razem zaproszony został już tylko Stanisław. Oficjalnie spotkania dotyczyły wyswatania Wokulskiego z panną Hopferówną. Pewnego razu Machalski zaprosił Stanisława i Ignacego na wieczór.
Gdy przyszli, okazało się, że w piwnicy odbywa się jakieś tajne spotkanie. Przemawiał pan Leon, który oznajmił, że należy w końcu przejść od gotowości do czynu. Ignacy nie pamiętał szczegółów spotkania, gdyż pił wtedy wino, które dostał od Machalskiego.
Od czasu spotkania Stach bardzo się zmienił. Porzucił naukę i eksperymenty. Do książek w ogóle nie zaglądał.
Niekiedy po parę dni nie bywał w domu. Nareszcie pewnego dnia Stach Wokulski całkiem zniknął mi z oczu. Dopiero we dwa lata napisał do mnie list z Irkucka prosząc, abym mu przysłał jego książki.
W jesieni, w roku 1870. Właśnie wróciłem od Jasia Mincla, który już leżał w łóżku. Siedzę sobie w moim pokoju po wieczornej herbacie. Nagle ktoś puka do drzwi. Tylko na podstawie tych szczątkowych informacji czytelnik musi wywnioskować, że Stach wziął udział w Powstaniu Styczniowym w 1863 roku, a po jego klęsce został zesłany na Sybir.
Bolesław Prus nie mógł napisać tego wprost, gdyż pisał powieść w trakcie zaborów i cenzor nie pozwoliłby na druk takiego tekstu. W dalszej części pamiętnika Ignacy opisuje powrót Stanisława. Przez pół roku szukał pracy, ale nikt nie chciał zatrudniać byłych powstańców. Oczywiście w powieści jest to napisane w zawoalowany sposób.
Kupcy nie dali mu roboty, gdyż był uczonym, a uczeni nie dali mu także, ponieważ był eks-subiektem. Został wtedy jak Twardowski, uczepiony między niebem a ziemią. Może rozbiłby sobie łeb, gdzie pod nowym zjazdem, gdybym od czasu do czasu nie przyszedł mu z pomocą.
Strach, jak ciężkim było jego życie. Zmizerniał, sposępniał, zdziczał, ale nie narzekał. Raz tylko, kiedy mu powiedziano, że dla takich jak on nie ma tu miejsca, szepnął oszukano mnie. W tym czasie umarł Jaś Mincel. Wdowa pogrzebała go po chrześcijańsku.
Przez tydzień nie wychodziła z domu ze swych pokojów, a po tygodniu zawołała mnie na konferencję. Na spotkaniu biadoliła, jaka to jest ona nieszczęśliwa i wypytywała o Wokulskiego. Od tego spotkania Rzecki...
z rzadka widywał się z szefową. W pół roku zaś później Stach powiedział mi, że żeni się z panią Małgorzatą Mincel. Popatrzyłem na niego, machnął ręką. Wiem, powiedział, że jestem świnia, ale jeszcze najmniejsza z tych, jakie tu u was cieszą się publicznym szacunkiem.
Subiekci śmiali się naturalnie po kątach z nowego pryncypała. Mnie zaś było przykro, że Stach tak od ręki zerwał ze swoją bohaterską przeszłością i niedostatkiem. Dziwna bowiem jest natura ludzka.
Im mniej sami mamy skłonności do męczeństwa, tym natarczywiej żądamy go od bliźnich. Stach jednakże bardzo prędko zamknął ludziom usta, ponieważ od razu wziął się do roboty. Może w tydzień po ślubie przyszedł o ósmej rano do sklepu.
Zajął przy biurku miejsce nieboszczyka Mincla i obsługiwał gości. Rachował, wydawał resztę, jak gdyby był tylko płatnym subiektem. Zrobił nawet więcej, bo już w drugim roku wszedł w stosunki z moskiewskimi kupcami, co bardzo korzystnie oddziałało na interesa.
Mogę powiedzieć, że za jego rządów potroiły się nasze obroty. Odetchnąłem, widząc, że Wokulski nie myśli darmo jeść chleba, a i subiekci przestali się uśmiechać, przekonawszy się, że stach w sklepie więcej pracuje niż oni i w dodatku ma jeszcze niemałe obowiązki na górze. My odpoczywaliśmy przynajmniej w święta, podczas gdy on, nieborak, właśnie w święto od rana musiał brać żony pod pachę i maszerować przed południem do kościoła, po południu z wizytami, wieczorem do teatru. Tymczasem w piątym roku pożycia pani Małgorzata nagle poczęła się malować. Zrazu nieznacznie, potem coraz energiczniej i coraz nowymi środkami.
Usłyszawszy zaś o jakimś likworze, który damom w wieku miał przywracać świeżość i wdzięk młodości, wytarła się nim pewnego wieczora tak starannie od stóp do głów, że tej samej nocy wezwani na pomoc lekarze już nie mogli jej odratować i zmarło biedactwo niespełna we dwie doby na zakażenie krwi. Tyle tylko mając przytomności, aby wezwać rejenta i cały majątek przekazać swemu Stasiulkowi. Stach i po tym nieszczęściu milczał, ale osowiał jeszcze bardziej. Mając kilka tysięcy rubli dochodu, przestał zajmować się handlem. Zerwał ze znajomymi i zagrzebał się w naukowych książkach.
Nieraz mówiłem mu, wejdź między ludzi, zabaw się, jesteś przecie młody i możesz drugi raz ożenić się. Na nic wszystko. Po roku po śmierci Minclowej, Rzecki namówił Stacha, aby poszedł do teatru.
Dzień po występie nie mógł go poznać. Wróciło do niego życie. Wkrótce pojechał do Bułgarii, gdzie zdobył swój olbrzymi majątek.
A w parę miesięcy po jego powrocie, jedna stara plotkarka, pani Meliton, powiedziała mi, że Stach jest zakochany. Roześmiałem się z tej gawędy, bo przecież kto się kocha, nie wyjeżdża na wojnę. Dopiero teraz, niestety, zaczynam przypuszczać, że baba miała rację. Muzyka