Jakoś tak to już jest od niepamiętnych czasów, że w sumie przypał trochę zaatakować kogoś bez wyraźnego powodu. Toteż rządzący wymyślają różne sposoby, żeby usprawiedliwić wypowiedzenie komuś wojny. A to, że mniejszości w jakimś kraju są uciskane, a to, że jakieś państwo pracuje nad bronią chemiczną. Generalnie wiecie dobrze o co chodzi. I Niemcy również w 1939 roku postanowiły usprawiedliwić w jakiś sposób swój atak na Polskę. Bardzo ważnym elementem ich planu była tak zwana prowokacja gliwicka, o której mało brakło i świat by się w ogóle nie dowiedział. Jak bardzo topornie była to przeprowadzona akcja, jak świetnie, niestety dla nas, działała nawet przed wojną niemiecka propaganda, no i po co to w ogóle było Hitlerowi? Czas na nowy odcinek Historii Bez Cenzury. [muzyka] Jak się pewnie większość już domyśliła, prowokacja gliwicka miała miejsce w Gliwicach. To było proste, to teraz może coś mniej oczywistego. Przed wybuchem II wojny światowej Gliwice należały do Niemiec, a granica między Polską a hitlerowską Trzecią Rzeszą przebiegała jakieś 10 kilometrów stąd. Gliwice były bardzo ważne. Czemu? Bo była tu radiostacja przekazująca programy radiowe, które były w tym czasie absolutną podstawą propagandy. Przekaźnik w Gliwicach, jak na dobry przekaźnik przystało, przekazywał sygnał nadawany we Wrocławiu, jeszcze wtedy przecież niemieckim, na polską część Górnego Śląska. A zatem dwóch nadawców walczyło o słuchaczy na terenie Śląska, który był wtedy podzielony między Polaków i Niemców. Stawka więc była duża i wiedział o tym sam Hitler. Postanowił ten fakt wykorzystać. Przywódca nazistów dobrze wiedział, że lada dzień zaatakuje Polskę, no ale potrzebował jakiejś propagandowej podkładki. Jakby nas zaatakował bez wyraźnego powodu, no to państwa związane z nami sojuszem ruszyłyby nam na pomoc. Mówię tutaj o Anglii i o Francji, więc stawka była naprawdę wysoka. Trzeba było dopiąć prowokacje na ostatni guzik, żeby się nikt nie zczaił, prawda? Nie do końca, bo 22 sierpnia Hitler sam powiedział swoim podwładnym, że dostarczy propagandowych przyczyn dla wypowiedzenia wojny, nie ważne, czy one będą wiarygodne, czy nie. Zwycięzcy i tak nikt nie będzie o to pytał. To jego ludzie zorganizowali akcję, toporną jak propaganda w Klanie. - Ludzie nie mogą zrozumieć, że publiczne radio i telewizja to wspólne dobro. Warto wiedzieć, że różnego rodzaju prowokacji było pod koniec sierpnia 1939 roku więcej, ale ta w Gliwicach była absolutnie wyjątkowa. Zacząć musimy od bezdyskusyjnie fatalnego rozpoznania terenu, bo były dwa budynki radiostacji w Gliwicach, oddalone od siebie o jakieś cztery kilometry. W jednym był nadajnik, a w drugim studio mikrofonowe i to ono było kluczowe, bo w ogóle ta akcja miała wyglądać tak, że to niby Polacy opanowali gliwicką radiostację i ze studia informują o swoim triumfie. Dowódca nie pofatygował się nawet, żeby sprawdzić, czy 31 sierpnia studio będzie otwarte. Nie było, ale o czym w ogóle mówimy, skoro gość nawet nie wiedział, czy będą atakować dobry budynek. Po prostu zobaczył na horyzoncie jakąś dużą antenę, stwierdził, że to na pewno tam. No ale może jeszcze opowie o tym, jak doborowa jednostka została do tej akcji oddelegowana. Ze zgraną ekipą komandosów mieli oni mniej więcej tyle wspólnego, co kasza z gwoździami. Do ostatnich minut przed akcją nie mieli pojęcia, na czym będzie polegało ich zadanie. Gdyby ktoś im powiedział, no to kto wie, może by na przykład ćwiczyli manewr? No ale nie, nikt na to nie wpadł. Toteż chłopaki w oczekiwaniu na rozkazy siedzieli od kilkunastu dni w hotelu i... Pili. Aż w końcu zadzwonił telefon i padło hasło, że już czas ruszać do akcji. Brzmiało ono: "Babcia umarła". Też dyskrecja na najwyższym poziomie, prawie jak... - Kobra dziś nie atakuje. - To niech zbudzi się w popiole. - Zgadza się. Prowokacja we własnym państwie, które było przecież u szczytu gotowości bojowej, wiązało się też ze sporym ryzykiem wystrzelania się nawzajem. No bo przecież jak na pograniczne miasto dzień przed wojną przystało, na ulicach Gliwic roiło się od gości w mundurach, którzy nagle w swoich radiach usłyszeliby, że Polacy opanowali gliwicki nadajnik i nieświadomi całej akcji mogliby swoich przebranych rodaków pozabijać. Toteż na wszelki wypadek całą akcję miało jeszcze ochraniać SS. 31 sierpnia 1939 roku Niemcy ruszyli do akcji, tylko zanim zaczniemy sobie opisywać ten komediodramat, to warto zwrócić uwagę na jedną rzecz. Otóż w wielu miejscach możecie się natknąć na taką informację, że prowokacji gliwickiej, która była przecież tajną operacją dla większości służb w Gliwicach, dokonali Niemcy przebrani w polskie mundury. Ja bym się tak nie rozpędzał i za bardzo w to nie wierzył. To najpewniej były ciuchy cywilne, w których jednak zdecydowanie łatwiej było bez przypału poruszać się w niemieckim pogranicznym mieście na dzień przed wybuchem wojny. Dobra, wróćmy do tematu, bo około 20 i Niemcy wbili do budynku, bez większego problemu obezwładnili załogę własnej radiostacji i już mieli się powoli zabierać za nadanie komunikatu w stylu: "Dobry wieczór, szwaby, tu Polacy. Zajęliśmy waszą radiostację w Gliwicach, a Hitler jest głupi", tylko kurczę, dość szybko zorientowali się, że zajęli nie ten budynek. Mieli wbić do studia cztery kilometry dalej, a opanowali pomieszczenie z nadajnikiem, w którym za bardzo nie było nawet sprzętu do emisji. - Surprise, motherfucker. To znaczy OK był, ale nieporównywalnie gorszy. W jednym mikrofon kontrolny, którego używano do robienia pomiarów technicznych, miał zdecydowanie mniejszą moc, no ale Niemcy za bardzo nie mieli wyboru, toteż na rezerwowym sprzęcie nadali krótki komunikat: "Uwaga, tu Gliwice. Radiostacja znajduje się w polskich rękach". Z drugiej strony najnowsze badania ludzi, którzy znają się na technice radiowej, wskazują, że Niemcy mieli tak ogromne problemy czasowo-techniczne, że niewykluczone, że żaden komunikat w ogóle w eter nie poleciał, co czyni akcję jeszcze bardziej toporną, a niemiecką propagandę jeszcze bardziej perfidną, ale do tego za moment dojdziemy, bo wiecie, teraz tak sobie śmieszkujemy z tych nieprzygotowanych do akcji Niemców. Tymczasem w tym samym momencie rozgrywał się przed budynkiem radiostacji prawdziwy dramat, bo w tym momencie pod budynek radiostacji przywieziono ciało Franciszka Honioka, Ślązaka aresztowanego dzień wcześniej, swoją drogą uczestnika trzeciego powstania śląskiego. Był ubrany jak pozostali Niemcy udający w tej akcji Polaków. Jaka była jego rola? Miał być dowodem na to, że to właśnie nasi opanowali gliwicką radiostację. Honioka brutalnie zamordowano zaraz przed akcją. Miał być Polakiem zastrzelonym podczas próby ucieczki, co czyni Honioka, jeśli nie pierwszą, to jedną z pierwszych ofiar drugiej wojny światowej. A poza tym Niemcy na takich jak on mieli specjalną nazwę. Był tzw. konserwą, bo kiedy Niemcy potrzebowali do jakiejś akcji trupa na miejscu, no to musiał być on autentyczny. To znaczy nie można było podrzucić zwłok, które jakiś czas już leżały w chłodni, bo ktoś by się momentalnie zczaił. Toteż jeden z największych nadwornych popaprańców Hitlera, Heydrich stwierdził, że najlepszą formą konserwacji zwłok są żywi ludzie. Nazywano ich konserwami, bo jak konserwy można ich było w dowolnym momencie użyć i zwłoki były świeże. A to tylko jeden z przykładów na to, w jak nienormalny i nieludzki sposób myśleli naziści. - Spoko, za jakiś czas niektórzy i tak będą mówić, że dobrze robiliśmy, może nawet w Polsce. Po całej akcji w Radiostacji Niemcy się wycofali i z hotelu ich dowódca zadzwonił do Heydricha, żeby mu zameldować, że akcja się udała, ale w odpowiedzi usłyszał chłodny głos szefa, który stwierdził, że "Mhm, no to dobrze wiedzieć, bo on to na przykład nic nie słyszał". Czyli co? Głupek Heydrich źle ustawił odbiornik? Nic z tych rzeczy, bo tutaj przechodzimy do tego, jak bardzo srogo dupy dała niemiecka ekipa, zajmując nie ten budynek. Komunikat, który Niemcy nadali na rezerwowym sprzęcie, zakładając, że jakiś komunikat w ogóle udało się nadać, był bez większego problemu do usłyszenia na tym terenie i niby spoko, ale i tak nijak się to miało do ambitnego planu, żeby o przejęciu przez Polaków gliwickiego nadajnika można było usłyszeć w Berlinie i dalej na Zachód. O to chodziło w całej operacji, żeby polscy sojusznicy niby przypadkiem usłyszeli, że nasi nie grają fair i hasają za niemiecką granicą. Niestety dla nas Heydrich nie był aż takim kretynem jak jego ludzie w Gliwicach i postanowił się w porę zabezpieczyć na wypadek pracy z głupkami. Niemiecka machina propagandowa błyskawicznie poinformowała o całej akcji już dwie godziny niby po nadaniu komunikatu w Gliwicach i tym razem do Londynu, i Paryża dotarła informacja: "W czwartek około godziny 20:00 w wyniku polskiego napadu zajęto Radiową Stację Nadawczą w Gliwicach. Polacy siłą wtargnęli do pomieszczeń stacji. Udało im się wygłosić wezwanie w języku polskim, a częściowo po niemiecku. Jednak już po kilku minutach zostali obezwładnili przez policję, którą zaalarmowali słuchacze radia z Gliwic. Policja została zmuszona do użycia broni, przy czym po stronie napastników byli zabici". Szybko pojawiły się kolejne kłamliwe oskarżenia, że niby Polacy świetnie orientowali się w terenie i że swoje obwieszczenie wygłosili za pomocą specjalnie na tę okazję przyniesionego mikrofonu. Dziś wiemy, że to nieprawda, ale mało brakło i zamiast widzieć na bank, moglibyśmy się tylko domyślać. Czemu? Bo jako że była to operacja ściśle tajna, to nie zachowały się żadne dokumenty na jej temat, a przynajmniej do dziś nikt takich dokumentów nie odkrył. Zatem akcja z ostatniej nocy sierpnia 1939 roku mogła zostać zapomniana, gdyby nie przesłuchanie dowódcy całej gliwickiej prowokacji podczas procesów norymberskich. To on opowiedział o prowokacji tak bardzo potrzebnej Hitlerowi. 1 września 1939 roku hitlerowskie Niemcy zaatakowały Polskę. Oczywiście o tym wszyscy dobrze wiemy. Natomiast żyjemy w takich specyficznych czasach, że niektórzy to nawet twierdzą, że ten Hitler to był spoko koleżka. To jak teraz mamy już pewną wiedzę na temat jego metod, to warto też przytoczyć sobie jego własne słowa, którymi usprawiedliwiał atak na nasz kraj. "Państwo polskie nie zgodziło się na pokojowe ułożenie stosunków, tak jak sobie tego życzyłem i odwołało się do oręża. Niemcy zamieszkali w Polsce, są prześladowani. Stosuje się wobec nich krwawy terror i wyrzuca z ich własnych domów. Szereg wypadków pogwałcenia granicy, których nie może tolerować wielkie mocarstwo, świadczy o tym, że Polska nie zamierza już uszanować granic Rzeszy. Aby położyć kres temu obłędowi, nie mam innego wyboru, niż odpowiedzieć siłą na siłę. Armia niemiecka będzie z całą stanowczością walczyć nieugięcie o honor i żywotne prawa odrodzonych Niemiec. Spodziewam się, że każdy żołnierz, pomny wielkich tradycji, odwiecznych cnót żołnierskich Niemiec, będzie zawsze świadom, iż reprezentuje narodowosocjalistyczne wielkie Niemcy. Niech żyje nasz lud, niech żyje nasza rzesza!". Czy w takim razie prowokacja gliwicka była pretekstem do wypowiedzenia wojny i gdyby udało się jakoś nie dopuścić do tej akcji, to Hitler by nas nie zaatakował? No pewnie, że nie. Takich pretekstów Niemcy mieli kilkanaście przygotowanych i i tak ruszyli na nas z wojskiem. Prowokacja gliwicka była ważna z innego powodu. Miała dać Hitlerowi alibi. Nasi sojusznicy niby przypadkiem mieli usłyszeć, że Polacy są agresywni i Adolf nie miał innego wyjścia, musiał zaatakować. Hitler liczył na to, że Polska zostanie sama. Po części miał rację, ale formalnie Francja i Anglia wypowiedziały wojnę Trzeciej Rzeszy. Radiostacja w Gliwicach, dziś już na szczęście polskich, była więc świadkiem naprawdę perfidnej prowokacji. Próby zwalenia na Polaków winy za atak Niemiec na Polskę. Ale to nie koniec smutnej historii tego miejsca, bo po wojnie przez jakiś czas była tutaj zagłuszarka sygnału Radia Wolna Europa. Działo się więc tutaj naprawdę sporo, ale najlepiej będzie, jak sami się o tym przekonacie, ponieważ ta imponująca konstrukcja cały czas tutaj stoi. Swoją drogą to najwyższa na świecie tego typu konstrukcja. Nie ma się zatem co dziwić, że stała się wręcz symbolem Gliwic. Ale to nie wszystko, ponieważ na terenie radiostacji działa dziś muzeum, do którego Was serdecznie zapraszamy. A to nadal nie koniec, bo nie samą Radiostacją Gliwice stoją. Coś dla siebie znajdzie tutaj każdy fan historii i to nie tylko tej XX wieku, bo przecież historia Gliwic sięga aż średniowiecza. Znajdziecie tutaj mnóstwo historycznych smaczków, chociażby na Starówce bardzo fajnie, zarówno w dzień, jak zresztą wieczorem też wygląda gliwicki rynek. Jeden z najfajniejszych na całym Śląsku. Ale co ja wam będę gadał? Sami koniecznie wbijajcie do Gliwic.