Muzyka jazzowa potrafi wzbudzać wiele, często zupełnie odległych od siebie uczuć. Albo jest to niezrozumienie i wrogość, albo pełen zachwyt. Kiedy myślę o tych pierwszych emocjach, to do głowy przychodzi mi wywiad z Andrzejem Nowakiem z TSA. a w którym mówił Nie rozumiem jazzu, nie rozumiem ludzi, którzy udają, nie rozumiem tych panienek, które uważają, że należy szpanować, siedzieć i machać tymi pustymi głowami. Jedną z ciekawszych właściwości muzyki jest jest jednak to, że jednych ona nie rusza, a drudzy są nią zachwyceni.
I w tym kontekście przypomina mi się z kolei wywiad radiowy saksofonisty Mikołaja Trzaski, który mówił, że pewnego razu słuchali z Tymonem Tymańskim, jeszcze za czasów wspólnego grania w zespole Miłość, albumu Johna Coltrane'a Live at the Village Vanguard i byli tak oczarowani, że klękali przed gramofonem. Chociaż w solówkach była mierna i do dupy, ale trzeba zaklaskać. Oczywiście na naszym kanale nie będziemy zamykać się na różne rodzaje muzyki, więc odrzucimy podejście pana Nowaka i postaramy się prześledzić i choć trochę zrozumieć fascynującą historię jazzu. Jazz jest kojarzony obecnie ze sztuką elitarną i swego rodzaju akademickością, jeżeli chodzi o wykształcenie muzyczne. Na przestrzeni lat sytuacja jednak nie była aż tak oczywista, a wręcz zupełnie odwrotna.
W latach 20. W XX wieku jazz był muzyką do zabawy i tańca. Można rzec, że była to ówczesna muzyka pop. Być może brzmi to brutalnie i zaskakująco, ale już wtedy krytycy muzyczni potrafili zmieszać jazz z błotem i nazywać to jazzem.
nazwać go niską sztuką, czymś, co właściwie uwłacza kulturze muzycznej. W kultowej książce Hermana Hessego, Wilk Stepowy, możemy przeczytać, że główny bohater odnosi się do jazzu pogardliwie, zasłuchując się wyłącznie w wybitnych, klasycznych kompozytorach. W latach trzydziestych, w erze swingu, bardzo popularne były big bandy, czyli wielkie jazzowe orkiestry. Jednym z najznamienitszych bandleaderów i kompozytorów był Duke Ten pianista jest uznawany za jedną z największych jazzowych legend, a wiele jego utworów to standardy, jak chociażby Karawan.
Swing wyparł jednak jeszcze wcześniejszy styl, czyli Dixieland, określany też jako jazz nowoorleański. Jednym z jego przedstawicieli był powszechnie znany Louis Armstrong, ten sam, który rozsławił się na cały świat śpiewając What a Wonderful World. Był on bowiem nie tylko znakomitym instrumentalistą, trąbka, kornet, ale i wokalistą.
A oto jak brzmiała ówczesna muzyka. Brzmi to wszystko radośnie, nieprawdaż? Nic więc dziwnego, że jazz pełnił wtedy inne funkcje niż obecnie. Z perspektywy lat ta estetyka zyskała miano jazzu tradycyjnego.
Jednak jak wcześniej wspominałem... na przestrzeni lat wszystko ewoluowało. W latach 40. do głosu zaczął dochodzić styl nazwany bebop. Jak możemy przeczytać na Wikipedii, w porównaniu z wcześniejszymi stylami muzyki jazzowej, na przykład swingiem, Charakteryzował się dużą swobodą interpretacyjną, improwizacją, bogatą rytmiką, skokowo rozwijaną melodią i przyspieszeniem frazy.
I faktycznie, bebop pozwalał wykazać się instrumentalistom, dając dużo przestrzeni do własnej muzycznej wypowiedzi. Była to muzyka żywiołowa, ekspresyjna, w której często odchodzono od brzmieniowej subtelności. Era ta zrodziła wiele znakomitych osobistości, takich jak gigant saksofonu Charlie Parker, zwany Birdem, trębacz Dizzy Gillespie czy pianista Thelonious Mike.
Do tego pierwszego znajdujemy odniesienie w filmie Whiplash, kiedy ekscentryczny nauczyciel Terence Fletcher opowiada swojemu podopiecznemu Andrew historię o Birdzie, który miał zostać najpierw upokorzony i wyśmiany na jam session, bo grał beznadziejnie, ale w ten sposób tak bardzo się zmotywował, żeby z przerwy ćwiczył, dzięki czemu wrócił parę tygodni później na scenę i zagrał the best motherfucking solo the world has ever heard. Jak zatem brzmiał Parker, a co za tym idzie cały bebop? Sprawdźmy.
Na niektórych zdjęciach obok Bairda możemy zobaczyć również wybitnego, genialnego i legendarnego Milesa Davisa. Davis miał bowiem niejednokrotnie okazję grać z Parkerem i również tworzył na początku swojej działalności w stylistyce bebopu. Zaraz wrócimy do Milesa, teraz chciałbym jednak na chwilę oddać głos krytykom A ich nigdy nie brakowało Kiedy tylko Jess zmieniał się i przeobrażał, zawsze było sporo głosów, że to udziwnianie, świętokradztwo czy w ogóle nie jest to w ogóle zaprzeczanie idei tej muzyki. W 1949 roku jeden z przedstawicieli jazzu tradycjonalistycznego, Humphrey Lytleton, w imieniu swoich kolegów stwierdzał, nie zgadzamy się z opinią, że jazz ma zostać przyodziany we frag i zagnany na scenę sali koncertowej. Jazz nigdy nie był i nie będzie muzyką przeintelektualizowaną.
Natomiast może być muzyką taneczną, bardziej godną inteligentnych tancerzy. Lytleton jednak się mylił, a od czasu bebopu zaczęła się ogromna ewolucja tej muzyki. Wspomniany wcześniej Miles Davis był jednym z tych twórców, który bardzo chętnie uczestniczył niemalże we wszystkich nowatorskich prądach, często samemu je inicjując.
Skoczmy teraz do roku 1959, czyli jednej z najważniejszych dat w jazzowym kalendarzu. W tym samym roku zostało wydanych kilka najwybitniejszych albumów w historii. Mowa o Count of Blue, Davisa, Giant Steps, Johna Coltrane'a, The Shape of Jazz to Come, Ornette Coleman'a, Mingus Ah-Um, Charlesa Mingusa i Time Out Dave'a Brubecka.
Przez wielu krytyków 1959 rok jest uznawany jako ten, który na zawsze odmienił jazz. Można by powiedzieć na ten temat bardzo dużo i zapewne jeszcze kiedyś do tych zagadnień wrócimy, dlatego teraz tylko nieznaczne wprowadzenie. Rewolucja oparła się co najmniej na czterech filarach. Po pierwsze... Na salony wszedł jazz modalny ze sprawą Kind of Blue.
Wyjaśniając to bardzo na skróty, generalnie chodzi o to, że utwory zmieniały swoje centra tonalne w trakcie ich trwania. Najlepszym tego przykładem jest So What Davisa, który rozpoczyna się w tonacji D, a następnie przeskakuje o półtonu do S. Dzieje się to wielokrotnie, dlatego instrumentaliści muszą być czujni i reagować na zmianę akordów, ogrywając je odpowiednią skalą, by nie zniszczyć się z tym, co się dzieje. by nie popełnić faux pas.
We wspomnianym utworze słyszymy to na przykład w tym momencie. Po drugie, z niebytu wyłonił się rewolucyjny Ornette Coleman, któremu najpierw zarzucano, że nie potrafi grać, a później dano mu łatkę genialnego innowatora. Saksofonista jest uznawany za ojca free jazzu, czyli...
czyli muzyki znacznie trudniejszej w odbiorze. Dla niewprawnego ucha będzie ona brzmiała jak coś nie do końca pewnego, przy bardziej okiełznanym free, albo jak kompletna, chaotyczna bzdura, to przy całkowitej wolności muzyków. Dla ciekawskich próbka tego typu muzyki z albumu Free Jazz A Collective Improvisation Coleman'a z 1961 roku.
Nie jest to zbyt łatwa muzyka, trzeba przyznać. Jednak wydany dwa lata wcześniej album The Shape of Jazz to Come to znacznie bardziej przystępna rzecz do słuchania. Free Jazz charakteryzował się jak sama nazwa wskazuje, wolnością. Muzycy nie byli limitowani przez struktury harmoniczne, mogli właściwie grać w co chcieli, liczył się puls i ekspresja, pełna spontaniczność danej chwili. Po trzecie, swoje skrzydła rozwinął niesamowity John Coltrane.
Udoskonalał on swoje umiejętności grając z Milesem Daviesem, jednak w 1959 roku był już samodzielnym, ukształtowanym muzykiem I zas... swoim bendem nagrał wybitny album Giant Steps. Tytułowy utwór był kamieniem milowym z powodu skomplikowanej struktury akordowej.
Coltrane rozwijał standardowe progresje używając substytutów poszczególnych akordów. Sprawiało to, że utwór często zmieniał swoje centrum tonu. i muzycy praktycznie co chwilę znajdowali się w innym położeniu, musząc na bieżąco zmieniać skalę. Wymagało to wielkiego kunsztu i ogrania, zwłaszcza, że Giant Steps to bardzo szybka kompozycja. Wielu słuchaczy zwraca uwagę na to, że pianista Tommy Flanagan przeżywał bardzo trudne chwile, próbując bez przygotowania improwizować wokół Coltrane Changes.
Tak została nazwana metoda progresji akordowej, którą zastosował w tym utworze Train. Trzeba jednak zaznaczyć, że Flanagan był znakomitym muzykiem, ale rozwiązania zaproponowane przez Coltrane'a w 1959 roku były iście rewolucyjne i pchnęły jazz w zupełnie inną stronę. Obecnie każdy wykształcony muzyk nie powinien mieć większych problemów z graniem tej kompozycji.
Sam Flanagan wracał do niej na innych albumach i po przećwiczeniu radził sobie z nią bez zarzutu. Po czwarte, wspomnieć należy o innowacji, jaką zapowiedział. zaproponował Dave Brubeck.
Na albumie Time Out swojego kwartetu zaprezentował kompozycje, które były utrzymane w niestandardowych wtedy dla jazzu figurach rytmicznych, takich jak 98, 64 czy 54. O co chodzi? Najpopularniejszym metrum w muzyce popularnej jest 4 czwarte. Łatwo nam wyczuć rytm, intuicyjnie klaszcze się nam do niego czy tupie nogą.
Kiedy jednak metrum się zmienia, sprawa może stać się trochę bardziej skomplikowana. I tak w największym hicie z tego albumu, utworze Take Five, mamy metrum 5 czwartych. Zamiast liczyć do czterech, musimy liczyć raz, dwa, trzy, cztery, pięć, obrębnie.
w obrębie jednego taktu. A oto, jak wygląda to w praktyce. Jazz w latach 70. i 80. otworzył się na inne gatunki i elektryczne instrumenty.
Zamiast standardowego akustycznego zestawu, kontrabas, dęciaki, perkusja, pianino, zaczęto wprost... wprowadzać przesterowane gitary elektryczne, klawisze elektroniczne, a nawet instrumenty egzotyczne, takie jak sitar czy bongosy. Powstał jazz fusion, czyli przeróżne eksperymenty i połączenia, najczęściej z rokiem.
Dzięki temu narodził się również jazz rock, który stał trochę w rozkroku pomiędzy jednym i drugim gatunkiem. Warto w tym miejscu wspomnieć chyba najwybitniejszy zespół z tego kręgu, Mahavishnu Orchestra. Do zobaczenia.
Lider John McLaughlin, zanim zajął się swoim projektem, to wielokrotnie grał z Milesem Daviesem na albumach takich jak Beach is Brew, In a Silent Way czy Tribute to Jack Johnson. To w zasadzie rockowy album. tylko z trąbką Milesa. Na jazz otwierało się wtedy wiele kapel, nawet w Polsce, czego przykładem może być SBB czy Czesław Niemen. Pod koniec lat 80. i na początku 90. ogromne...
ogromną popularność zdobył smooth jazz. Jak sama nazwa wskazuje, była to muzyka lekka i przyjemna. Skupiano się nie na długich improwizacjach, ale po prostu na ładnych melodiach.
Oczywiście wielu jazzowych porystów znienawidziło ten odłam, zarzucając mu, że obok jazzu to on nawet nie stał. Co bardziej złośliwi nazywają go jazzem starbaksowym, czyli czymś, co gra w kafejkach dla hipsterów i właściwie nie niesie ze sobą żadnej wartości, bo to też jest tylko muzyczka w tle. Nie sposób jednak zlekceważyć tego zjawiska, bo wielu ludzi dzięki niemu przynajmniej osłuchało się z brzmieniem instrumentów dętych. Jazz zbratał się również z hip-hopem. Ostatnim albumem Milesa Davisa był Dubub z 1992 roku, łączący cyfrowe brzmienie, rytmy funky, automaty perkusyjne i syntezatory z trąbką mistrza.
Dzięki za oglądanie! Davis przetarł, jak to bywało już wielokrotnie w historii, nowe szlaki, którymi zaczęli podążać inni. W 1994 roku za podobny projekt wziął się polski jazzman Michał Urbaniak. Wydał on album Urbanator wraz z raperami, a także przy udziale gości, basisty Markusa Millera czy pianisty Herbiego Hancocka. No i tym sposobem dotarliśmy do naszych czasów.
Co teraz dzieje się w jazzie? Nie jest to pytanie, na które łatwo odpowiedzieć. Zwłaszcza dlatego, że żyjemy w erze retro, ciągłych nawiązań i odnoszenia się do tego, co było. Są jazzowi tradycjonaliści, jak Wynton Marsalis, który nie zaakceptował wielu przeobrażeń i stara się odwoływać do wczesnych lat.
Są wciąż grające legendy Pharoah Sanders, Wayne Shorter czy w sumie wspomniany Herbie Hancock, pamiętające jeszcze lata pięćdziesiąte. Są wreszcie muzycy w średnim wieku, którzy tworzą rzeczy, które czasem brzmią jak żywce wyjęte z lat sześćdziesiątych. Dla przykładu Joshua Redman i jego Still Dreaming.
Bardzo popularnym trendem, zwłaszcza w jazzowej kolebce, czyli na kontynencie amerykańskim, jest obecnie jazz poufalony soulem, elektroniką czy samplingiem. Co prawda czyniono takie eksperymenty już wcześniej, o czym wspominałem, ale teraz muzyka ta ma większe wzięcie, czego świadectwo daje chociażby Kamasi Washington. Oddam teraz głos Adamowi do Magales Jazz Forum, który odnosił się w 2016 roku do samego artysty, a także jego trzypłytowego albumu The Epic. Pisał on.
taksofonisty Kamasiego Washingtona nie mogą nie robić wrażenia. Jest sprawnym liderem, napisał kilka chwytliwych melodii, a do tego jest doskonałym organizatorem i rozumie jak działa showbiznes i że kwestią podstawową jest w nim nie tyle, Tyle sama muzyka, co jej otoczka. A także odnosząc się do wrocławskiego występu.
Może więc wcale nie chodziło o koncert i muzykę, a o zapotrzebowanie na idola, którego można gromadnie czcić, ale już niekoniecznie uważnie słuchać. Słowa te nie wystawiają laurki topowemu amerykańskiemu jazzmanowi, ale nie ma się co martwić. Jazz bowiem to zjawisko żywe i bardzo szerokie, o czym mogliśmy się przekonać śledząc jego historię. Obecnie wciąż nie brakuje odwołań do tej muzyki, nawet u artystów, którzy na pierwszy rzut oka nie mają z nią nic wspólnego.
Za przykład niech posłuży Kendrick Lamar, który na swoim albumie To Pimp a Butterfly z 2015 roku Zaprezentował całkowicie jazzowy numer For Free, który posłużył mu za podkład do szybkiego rapowania. Wyłaniają się również artyści, u których jazzowe wpływy są przemieszane z wieloma innymi inspiracjami. Warto tu przywołać ze sobą... zespół Cocoroco, u którego wyraźnie słyszalne są wpływy muzyki afrykańskiej.
Jest to jednak na tyle przystępna i przyjemna muzyka, że w 2019 roku udało im się stworzyć hit, który do tej pory ma kilkadziesiąt milionów wyświetleń na YouTube. Abuse Junction. Jest zatem w czym wybierać i to nie tylko w ogromnym, przebogatym archiwum, ale i w nagraniach nowych.
Polecam także zainteresować się polskim jazzem, który ma swój charakterystyczny klimat oraz szny. a także, jak wiadomo, od wielu, wielu lat jest top na świecie. Jak powiedział Stephen Hawking, największym wrogiem wiedzy nie jest ignorancja, tylko iluzja wiedzy.
Dlatego też nie będę przekonywać, że ten materiał wyczerpuje pewne zagadnienia. Wręcz przeciwnie, jest tylko powierzchownym wprowadzeniem... zarysowaniem, które da wam jednak pewne pojęcie, jak wyglądała przebogata historia jazzu. Mam nadzieję, że teraz wiemy trochę więcej o tej pięknej muzyce i że nie grożą nam reakcje w stylu pana Nowaka z TSA.
Zapuśćcie się w świat dźwięków i dajcie mu porwać. Będzie jazz! Dzięki za